czwartek, 17 grudnia 2015

(48)

A. wrócił dzisiaj po tygodniu pracy i znowu usłyszałam że schudłam. Ma rację, nawet ja to widzę. A najlepsze jest to, że nawet się nie starałam. Samo tak wyszło. Jadłam kiedy byłam głodna, nawet nie pilnowałam godzin posiłków. I jadłam to na co miałam ochotę. Wiadomo, z umiarem. Nie ćwiczyłam, poza rozgrzewką z callanetics 3 razy w tyg i parę brzuszków i przysiadów. Nic poza tym. Może to dlatego, że dużo śpię w dzień, a w nocy nie chcę budzić współlokatorów. Mam nadzieję, że w święta będę wyglądała co najmniej tak jak teraz.Będzie dobrze.

Trzymajcie się :*

środa, 9 grudnia 2015

(47)

Co usłyszałam kiedy A. wrócił w piątek? "Kurde, ale schudłaś przez te 3 dni!" <3 Od razu +20 do zajebistości. Nic dziwnego, że coś było widać, skoro przez 2 dni jadłam tylko owsiankę i w dodatku ćwiczyłam.

No i to tyle dobrych wiadomości. Przez 4 dni zero ćwiczeń, zero kontroli. I w dodatku ciągły lament, że jem, że tyję, wyrzuty sumienia. Szczerze mówiąc mam tego dość. Oboje mamy dość.

Dlatego odpuszczam. Nic na siłę. Ćwiczenia bez radości z treningu mijają się z celem, tak samo jak wylewanie łez nad każdym kęsem jedzenia. Zwłaszcza kiedy rani to ukochaną osobę.

Na razie nic nie planuję, bo pewnie nie wywiążę się z planu. Mam mglisty zarys działania, muszę tylko zgrać moje plany z planami A., no cóż wspólne życie wymaga kompromisów.

Trzymajcie się :*

PS zastanawiam się nad zawieszeniem/ zamknięciem bloga, nie wiem czy jest sens pisać skoro zawsze odpuszczam ale z drugiej strony mam do niego sentyment i bardzo lubię pisać

środa, 2 grudnia 2015

(46)

Od dzisiaj przez dwa tygodnie będę robiła te ćwiczenia: brzuchspalanie i nogi. Co prawda, dzisiaj zestaw na brzuch zrobiłam tylko dwa razy po jednej serii, bo naprawdę daje w kość. Dawno nie ćwiczyłam, nie mam kondycji i są tego efekty. Mam nadzieję, że te dwa tygodnie dadzą jakieś rezultaty.

Co do jedzenia dzisiaj było w porządku. A. pojechał do Londynu i nie będzie Go do piątku, więc może uda mi się lekko skurczyć żołądek. Kiedy jestem sama jem mniej, bo nie chce mi się gotować i dużo więcej się ruszam, bo mam miejsce i czas do ćwiczeń albo po prostu z nudów chodzę po okolicy bez większego celu.

Chyba powinnam zacząć bardziej dbać o siebie. Kiedyś miałam manię na punkcie pielęgnacji włosów i twarzy. Teraz ograniczam się do oczyszczania twarzy i nawilżania, a jeśli chodzi o włosy to mycie i odżywka. A kiedyś miałam pełną półeczkę odżywek, masek, olejków, wcierek itd... Ciekawe jak zareaguje A. jak będę popierdzielać przez godzinę z olejem na włosach ;) W domu rodzinnym wszyscy byli przyzwyczajeni i nie zadawali zbędnych pytań. A teraz mieszkam z 3 obcymi osobami (w weekendy są jeszcze dzieci współlokatora) i A., no cóż też przywykną. Kurczę ale się rozmarzyłam, chyba zrobię sobie domowe spa...

Przepraszam za takiego tasiemca. Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor i tak jakoś wena mnie dopadła :)

Trzymajcie się cieplutko :*

środa, 25 listopada 2015

(45)

Przytyłam.
Przy A. jem więcej.
Niby ostatnio mierzyłam w sklepie spodenki w rozmiarze 8 (czyli  S) i były za duże.
Ale jak A. słusznie zauważył tutejsza numeracja jest zawyżona.
Czuję się beznadziejnie, bo nie ćwiczę od 3 tygodni. Staram się myśleć pozytywnie ale nie wychodzi. Dzisiejszy post też miał być optymistyczny.
Okres nadchodzi, cóż mogę więcej powiedzieć.
Trzymajcie się chudo :*

poniedziałek, 16 listopada 2015

(44)

Nie mam pracy. W dalszym ciągu. Jeszcze A. ma wolne już drugi tydzień. Szczerze mówiąc nie przejmuję się zbytnio tym, że nasz budżet się kurczy i nie bardzo wiemy co dalej. Martwi mnie to, że A. jest cały czas ze mną w domu i teraz gotuję i jem obiady codziennie a nie tylko w weekendy. W dodatku  A. pilnuje żebym jadła "normalnie" w jego mniemaniu. Trochę za bardzo przejął się tym, że jego znajomi zarzucali mi anoreksję. Chuj z tego, że nie mają o anoreksji pojęcia i tak wiedzą lepiej że ją mam a jeśli nawet nie to na pewno będę miała. Dlaczego? Bo jem o stałych porach i nie jem pomiędzy posiłkami. Tak, to zdecydowanie prowadzi do zaburzeń odżywiania, każdy dietetyk to powie, nie? No, a schodząc już z tematu jedzenia nie mam jak ćwiczyć, bo A. okupuje pokój razem ze mną, a przy Nim ćwiczyć nie będę i nie chcę. Po prostu nie potrafię skupić się na ćwiczeniu kiedy ktokolwiek jest w tym samym pomieszczeniu (wyjątek: siłownia). Ale mam już obiecane, że jak wyklaruje się sytuacja z pracą to kupujemy karnety. Podsumowując: bieda z nędzą, a dupa rośnie.
Mam nadzieję, że przynajmniej u Was jakoś bardziej optymistycznie i chudo.

czwartek, 5 listopada 2015

(43)

Jest lepiej niż gorzej. Mam wrażenie że uda zaczynają się zmniejszać. Chyba wycieczki do sklepu i częste spacerki po schodach odwalają większość roboty. Staram się częściej ćwiczyć, ale wychodzi różnie- przeważnie 3 razy na tydzień. Muszę się bardziej do tego przyłożyć żeby przerobić tłuszcz na mięśnie.
Jeśli idzie o jedzenie to mam strasznie monotonną dietę. Śniadanie owsianka, 2 śniadanie kanapki, obiad pieczone ziemniaki, kolacja owsianka. Czasem zamieniam kolejność. Myślę że to niezbyt dobrze. Chciałabym jakiegoś urozmaicenia ale nie wiem czy nie chce mi się gotować, czy boję się że przytyję jeśli zjem coś innego. Chyba raczej to drugie. Muszę iść do roboty, zarobić na siłownię, a potem ćwiczyć i jeść trochę więcej. Przynajmniej kiedyś to się u mnie sprawdzało.

Trzymajcie się chudo <3

poniedziałek, 2 listopada 2015

(42)

Muszę uważać w weekendy. W tym tygodniu nie dość że przegapiłam posiłek, to potem zjadłam za dużo. Jeszcze kupiliśmy ponad kilogram żelek i trochę się zapomniałam. Mam nadzieję, że to tylko przez początek okresu.
Dzisiaj rano żelki, czekoladki i wafelki wyniosłam z kuchni i schowałam w walizce w pokoju. Leży wysoko na szafie i nie zaglądam do niej więc raczej słodycze poczekają na A. do weekendu.

Byliśmy u wujka A. w sobotę i usłyszałam zarówno od wujka jak i jego dziewczyny, że sporo schudłam :) Miło było usłyszeć, chociaż od ostatniego spotkania zgubiłam tylko 4 kg. Ale dobrze, że coś widać.

Kupiłam dzisiaj masażer antycellulitowy, mam nadzieję, że się sprawdzi.
Potem zrobię jeszcze pilates z fitness blender na nogi i coś na brzuch i boczki, jeszcze nie wiem co. Kardio dzisiaj odpuszczam, nabiłam trochę kilometrów na zakupach na dzisiaj wystarczy. I chyba owinę się na noc folią, przynajmniej brzuch. Przez okres strasznie napuchłam, niech trochę tej wody się wypoci.

piątek, 30 października 2015

(41)

Jak na razie pobyt w nowym miejscu mi służy. Zauważyłam, że nie mam bardziej płaski brzuch niż w domu, nawet po zjedzeniu czegoś, przez chwilę jest trochę bardziej wypukły a potem już wraca do normy. Wiadomo, nie jest jeszcze idealny ale widać poprawę. Jeszcze tylko nieszczęsne nogi ogarnąć. Ale może nie będzie tak źle bo pokój mam na 2 piętrze i żeby iść do kuchni albo na ogród zapalić muszę pokonać trochę schodów.

Próbowałam ćwiczyć w pokoju i jest całkiem nieźle. Trochę ciasno, ale zestawy z Danielle Peazar mogę robić pod warunkiem, że Liz nie ma w domu, bo ma pokój pode mną i nie chcę jej skakać, bo tutaj wszystko słychać. Także zestawy na brzuch, boczki talię mogę robić bez problemu. Gorzej z nogami czy pupą, jeszcze nie próbowałam ćwiczyć tu tych partii ale zobaczę dzisiaj. No i kardio jest do zrobienia, mogę porobić jakieś pseudotaneczne zestawy i powinno być ok.

W ostatnim wpisie pisałam, że A. zabezpieczył mnie w ogromną ilość zupek instant i tym podobnych. Spokojnie, zadbał też o płatki owsiane, jogurt, banany, miałam też ryż, makaron i ziemniaki. Tylko zapomniał o jakimś dodatku do tego.
W sumie przez tydzień zjadałam 2  jogurty, 1/2 opakowania płatków owsianych, 4 bułki z szynką, 600 g ziemniaków, 7 bananów, 0,5 kg truskawek, 2 zupki serowe i gorący kubek. Chyba nie zapomniałam o niczym. Wydaje się dużo ale podzielcie to na 5 dni. Jak dla mnie sukces. Mam nadzieję, że tak będę się trzymała.

wtorek, 27 października 2015

(40)

waga w niedzielę: 55,8

No jest to granica satysfakcji. Walczę dalej. Do Bożego Narodzenia chcę dojść do 53-52,5 kg. Będzie ciężko, bo nie mam wagi i nie wiem kiedy będę miała. Poza tym mam malutki pokoik i o kardio mogę zapomnieć, salon też nieduży, ewentualnie kuchnia, tylko tam ciągle przebywają pieski i często inni współlokatorzy. Poczekam jak wyjdą z domu to zrobię chociaż tabatę z Gacką, bo mam problem z ładowarką od lapka, a teraz udało mi się ją tak ustawić że działa więc nie chcę tego zaprzepaścić :P Ćwiczenia na brzuch mogę robić w pokoju, gorzej z nogami i pośladkami bo na wykroki i wykopy nie mam miejsca.

No i jeszcze kwestia jedzenia. A. obiecał, że zrobi zakupy żebym nie padła z głodu i wywiązał się z obietnicy. Mam masę zupek instant, gorące kubki, galaretki, budynie, kisiele itd. Wiadomo, może to jest nawet dobre, nawet niezbyt kaloryczne, ale czy zdrowe? Nie wiem jak to odbije się na sylwetce. Najwyżej w weekend pójdziemy na większe zakupy, bo nie będę dźwigała ton owoców i warzyw, niech sobie chłopak ponosi :) Właśnie, spacerki do sklepu mogą być pewną formą kardio, bo w jedną stronę mam 20 min :) A że na pewno zgubię się po drodze czas odpowiednio się wydłuży :)

A tak przy okazji bardzo się cieszę, że dobrze rozumiem właścicielkę domu. Myślałam że ciężko będzie się dogadać ale jest ok. Tylko, że za bardzo skupiam się na poprawnej gramatyce i przez to się zacinam w rozmowie. To musi być śmieszne kiedy mówię jakieś zdanie, orientuję się że coś było nie do końca idealne (np zamiast my mum does powiem my mum do), powtarzam zdanie tak żeby było poprawne, a potem orientuję się że użyłam złego czasu i jeszcze raz, aż w końcu rezygnuję :) Ale jeszcze parę dni i będzie git.

środa, 21 października 2015

(39)

waga: 56,3

Nie mam pojęcia dlaczego przybyło mi 0,2kg od poprzedniego poniedziałku. Możliwe, że przez zbliżający się okres. Mimo wszystko nic straconego, do soboty powinnam zejść poniżej 56 kg. Chciałam dobić do równo 55 kg ale i tak będzie satysfakcja jeśli zobaczę dwie piąteczki, nawet jeśli będzie coś po przecinku.

Mam już komplet dokumentów, kserokopie, bilet. Dzisiaj pewnie zacznę się pakować. Albo nawet skończę żeby mieć to z głowy. Zostawię sobie tylko część kosmetyków i może buty. Będę tęsknić za domem, przecież dopiero co urządzałam pokój, a już muszę go opuścić. Najbardziej będzie brakowało mi rodziny, przestrzeni i beztroski.
Boję się, że wspólne mieszkanie odbije się na naszym związku. Zwłaszcza, że do tej pory był to związek na odległość i tak drastyczna zmiana będzie poważnym szokiem. W dodatku wbrew pozorom bardzo się z A. różnimy, a charaktery mamy dość wybuchowe. Oby to były bezpodstawne obawy.

Trzymajcie się :*

niedziela, 18 października 2015

(38)

Ostatnio słabo śpię. Zasypiam późno, mam koszmary, przesypiam śniadania, chodzę zaspana cały dzień.
Rano się nie zważyłam <znowu>. Zrobię to w środę. Satysfakcjonuje mnie w najgorszym wypadku 55,x kg.
Mało ćwiczyłam w tym tygodniu. Jak na tak małą aktywność trochę za dużo jadłam. Mam jeszcze tydzień na ostatnie szlify. Jakoś się zmobilizuję.
W przyszłą niedzielę wyjeżdżam. Boję się przeprowadzki. W sumie to normalne, że w pewnym wieku w końcu opuszcza się rodzinny dom ale wydaje mi się że trochę się pospieszyłam. W każdym razie przynajmniej kwestia pracy trochę się rozjaśniła. Możliwe że od połowy listopada coś będę miała. Tylko, że jest to zajęcie poniżej moich ambicji i możliwości. Wiem, żadna praca nie hańbi, zwłaszcza, że w miarę lekka i stosunkowo dobrze płatna. Traktuję to jako coś na start, żeby zarobić na siebie i lepiej poznać język, tzn. angielski umiem dość dobrze ale od kwietnia nie mam z nim styczności i myślę że sporo zapomniałam zwłaszcza jeśli idzie o gramatykę. Tylko ostatnio mam wrażenie że A. nie jest zachwycony tym że mam większe ambicje i chcę pracować w branży związanej z wyuczonym zawodem, iść na studia i jakoś w tym kierunku się rozwijać. Mam nadzieję że tylko mi się wydaje i że nie będzie mnie zniechęcał. Na razie nie ruszam tematu, pogadam z nim jak będziemy już razem, bo wg mnie to nie rozmowa na telefon czy skype.
Wiem że strasznie się rozwodzę ale ostatnio męczą mnie te kwestie i muszę to z siebie wyrzucić. 

Trzymajcie się :*

niedziela, 11 października 2015

(37)

waga (po śniadaniu): 56,5

Ostatnie dni były bardzo ciężkie. Zatrułam się czymś i strasznie bolał mnie brzuch. Nawet nie mogłam chodzić przez ten ból. Co za tym idzie nie ćwiczyłam. Z jedzeniem też bywało różnie.

Dzisiaj jest już lepiej. Wieczorem zrobię jakiś zestaw na tyłek i brzuch i może jakieś rozciąganie. Pisałam niedawno, że jestem już 2 kg od celu i nie spierdolę tego. Owszem, jestem w tyle, powinnam już mniej ważyć ale wiem że za 2 tygodnie zobaczę 55kg na wadze. Dzisiejsza waga jest lekko zawyżona bo przed ważeniem zjadłam śniadanie i dość dużo wypiłam. Zważę się jeszcze jutro przed śniadaniem. I jak zdążę to jeszcze się zmierzę. Bo po wyjeździe nie będę miała wagi a jakoś musze kontrolować postępy.

Trzymajcie się :*

piątek, 2 października 2015

(36)

Mam okres więc się nie ważę. Jestem tak napuchnięta, że unikam lustra. Jeszcze parę dni... Wczoraj nie ćwiczyłam, dzisiaj może coś spróbuję. Zwłaszcza, że przespałam śniadanie, w południe zjadłam ciasto do kawy a obiad jadłam godzinę przed wyznaczoną porą. Jeszcze siostra kupiła sobie czekoladę truskawkową... Złamałam się, nie będę ukrywać. Pod względem jedzenia dzień spisany na straty. Na szczęście dość produktywny na tle poprzednich.

Jutro jadę na mały shopping. Mama i siostra planują kupić coś na jesień, ja nie mam pola do popisu, bo już próbnie się pakowałam i mogę jeszcze max 3 kg upchnąć. Zrobiłam małą listę zakupów, najbardziej potrzebuję nowych botków, może wezmę jakiś sweterek i torebkę. No i portfel. Mam nadzieję że 25.10 będzie zimno wtedy pojadę w płaszczu zimowym i zyskam trochę miejsca w walizce.

Boję się cholernie wyjazdu. Rodzina myśli, że działam wg jakiegoś planu, że wszystko jest pozałatwiane. A w rzeczywistości mam tylko zapewnione mieszkanie w dodatku z 4 psami. A. będzie wyjeżdżał do pracy na cały tydzień i będzie ze mną tylko w weekendy. Będę sama w obcym mieście, początkowo bez pieniędzy i bez pracy. Czysta improwizacja. Mam nadzieję, że uda się jeszcze coś dograć w międzyczasie.

A i powiedzcie co myślicie:

Zdjęcia ze stycznia czy lutego, chciałabym do tego wrócić i iśc o krok dalej... Ale chcę poznać Waszą opinię czy było w miarę ok

sobota, 26 września 2015

(35)

waga: 56,9

No i moja metoda działa cuda. Codziennie dwa posiłki to zmiksowana  w blenderze owsianka z owocami. I około 20-30 minut ćwiczeń kardio opartych na tańcu. Znalazłam fajne zestawy z Danielle Peazar i Kierą Lashae. Staram się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: skupić się na spalaniu i kondycji, a przy okazji mam nadzieję chociaż trochę nauczyć się tańczyć, bo tańczę jak łamaga. Jeszcze robię ćwiczenia na tyłek i zestaw na talię z Gabrysią Małyszko, bo ostatnio jakoś zmniejszyło mi się wcięcie...
Wymiarów dzisiaj nie podaję, zrobię to za jakiś czas w zestawieniu żeby lepiej było wie=dać ewentualne zmiany.

I żeby optymistycznie zakończyć. Do osiągnięcia celu zostało mi 1,9 kg! :D Tak tym razem ustaliłam realny cel: 0,5 kg na tydzień i chyba dałam radę. Jeszcze czeka mnie okres ale raczej nie spierdolę tego co już mam, nie tym razem.

Na obrazku wykres mojej wagi z aplikacji Scaless. Jak już kiedyś wspominałam bardziej działa na moją wyobraźnię. Przerywaną pomarańczową linią jest zaznaczony zakładany spadek wagi, niebieską faktyczny. Mnie to cholernie motywuje.

Trzymajcie się chudo <3

środa, 23 września 2015

(34)

waga: 57,4

I stało się to czego się obawiałam. Zastój. Tylko miałam nadzieję że nastąpi on przy 56-55 kg. Trudno. W związku z tym muszę coś zmienić. Do końca tygodnia jem śniadanie i obiad, a o 12 i 18 zblendowaną owsiankę i czekam co się stanie. Może to śmieszne ale lubię takie gęste, kremowe smoothie owsiane. Z bananem albo nektarynką. I muszę znaleźć skakankę. Kondycję mam tragiczną i muszę ją poprawić.

I odchodząc od tematu: w końcu mam bilet do Anglii. Trochę zrobiło mi się smutno kiedy zaznaczałam "bilet w jedną stronę" ale kiedyś trzeba iść na swoje i się ogarnąć. Boję się tylko jak dam sobie radę z językiem. Maturę rozszerzoną zdałam tylko na 85% więc mam duże braki. Ale jeszcze się douczę i jakoś dostanę się tam na studia.

PS Możecie polecić mi jakieś sprawdzone ćwiczenia na spalanie? Jakieś 20-30 minutowe zestawy dla początkujących i średnio-zaawansowanych. W miarę bez żadnych dodatkowych sprzętów tj skakanek, hulahopów, mat itp. Mogą być z hantlami.

sobota, 19 września 2015

(33)

Hejka :)

Znowu nie zdążyłam się zważyć rano. Koleżanka wyrwała mnie ze snu telefonem z informacją, że dostała smsa o wypłacie i mamy jechać. Nawet nie miałam czasu się zbytnio ogarnąć, bo za kilka minut była już u mnie pod domem. I dzięki temu nie trzymałam się ustalonych godzin posiłków. No cóż, jeden dzień, może nie wpłynie w znaczny sposób na mój metabolizm :)

Zaintrygował mnie wpis Ani o herbacie z jagodami acai. I zupełnie przypadkowo dzień po przeczytaniu wpisu na ten temat znalazłam tą herbatkę w najbliższym sklepie :) Piję codziennie 1-2 szklanek i czekam na efekty. Przy okazji bardzo zasmakowała ona rodzinie i czuję że wydam na nią majątek xD

Pobrałam dzisiaj Dead Trigger- taka strzelanka z zombie. Do tej pory tego typu gry mnie nie interesowały zbytnio ale mój chłopak je wprost uwielbia i po ponad roku postanowiłam przekonać się co jest w nich takiego wciągającego. Szczerze mówiąc myślałam że po paru minutach to oleje i uznam gre za bezsensowną ale powiem Wam że strasznie mnie wciągnęła i chyba nie będę miała dzisiaj czasu na sen :P

I jeśli jestem przy temacie aplikacji na telefon pobrałam też Scaless do pomiaru wagi. Miałam ją wcześniej ale jakoś przestałam jej używać. Mam nadzieję, że dodatkowo mnie zmobilizuje. Wykres wagi, aktywności i wymiarów bardziej działa na wyobraźnię niż zlewające się ze sobą cyferki w notesie :) 

O i możliwe, że moje plany (nie te związane z odchudzaniem) dojdą do skutku :) Ale o tym dopiero jak będę pewna na 100 %.

środa, 16 września 2015

(32)

waga: 57,4

-0,5 kg w tydzień. W sobotę nie stawałam na wadze, bo nie miałam rano czasu.

Chyba łapię dołka. Nie mam co z sobą zrobić. Mam nadzieję, że już w październiku pojadę do A. Jeśli nie to jestem 2 miesiące w plecy z pracą. Tak. Nie złożyłam podania na studia ani nie szukałam pracy przez 2 miesiące. Miałam inne plany i mam nadzieję, że dojdą do skutku. Ale chociaż czas ucieka, to sytuacja dalej jest niepewna. Nawet bardziej niż niepewna. A najgorsze jest to, że nie mam na nic żadnego wpływu. To mnie dobija i niszczy wszelką motywację do czegokolwiek.

Na szczęście zaczęłam się ogarniać, coraz częściej ćwiczę. Co prawda po parę minut dziennie ale zawsze coś. Mam fatalną kondycję. Po 10 min z Mel B wypluwam płuca, a to tylko zestaw na tyłek. Tak się kończy 1,5-miesięczna przerwa od ćwiczeń, w połączeniu z alkoholem, paleniem i nie kontrolowaniem jedzenia. Nie popełniajcie tego błędu. Bardzo ciężko po tym odzyskać kontrolę, motywację i kondycję.

Trzymajcie się chudo :*

środa, 9 września 2015

(31) "Zabiłem grubasa!"

waga: 57,9

-0,8 kg w 4 dni. Jestem w szoku. Poza stałymi porami posiłków- żadnych zmian, zero  ćwiczeń, no może callanetics. I jedząc nawet słodycze- biała czekolada i ciasto. Dużo ciasta, chyba 1/4 całości. I zdarzało mi się czasem wypić parę łyków kolorowych napojów gazowanych. A mimo wszystko waga spadła. Cieszę się jak cholera. Ale też boję się, że teraz waga będzie spadać, a w punkcie 55-56 kg się zatrzyma i nie będzie chciała ruszyć.

Na razie trzymam się tabelki i w przypływie chęci ćwiczę coś dodatkowego. Btw ciężko mi się zabrać za coś na nogi. Jakoś ćwiczenia talii czy brzucha robię dużo chętniej niż nóg. Może dlatego, że zakwasy są mniej upierdliwe. Wracając do tematu. Dopóki waga będzie spadała nie robię wiele więcej niż zaplanowałam. Potem stopniowo będę zmniejszała wielkość posiłków o 12.00 i 18.00, może zrezygnuję z przekąski o 21.00. Wiem że to dość późno ale biorąc po uwagę, że plan robiłam gdy chodziłam spać miedzy 2.00, a 4.00 to chyba uzasadnione. Od dwóch dni chodzę spać około północy więc pewnie zrezygnuję z jedzenia tak późno. No i poczekam jak organizm zareaguje. Jeśli to wystarczy do ruszenia wagi poczekam do następnego zastoju. Później będę musiała zmuszać się do ćwiczeń.

Możliwe że nie spodoba Wam się taki plan :) Ale chodzi mi o trwałą utratę wagi i chcę po prostu wprowadzić pewne nawyki. Jeśli to nie wypali będę próbowała czegoś innego. Chcę to już zakończyć. Dojść do celu i utrzymać wymarzoną sylwetkę. Ciągłe powroty do wagi 55+ bardzo mnie męczą i dobijają. Gdybym na początku roku, po studniówce wprowadziła te nawyki co teraz możliwe że teraz ważyłabym 48 kg. Ale nie ma co gdybać, trzeba się pilnować żeby ta próba była już ostatnią.
***
Mój nowy motywator do działania :P 


"Rzuciłem bombę z precyzją sztukasa
Raz a dobrze trafiłem grubasa
Giną kalorie, niech wysłucha masa
Nie żałuję w ogóle, zabiłem grubasa"

Dzisiaj nieco inna motywacja-w wydaniu męskim :) przemiana Numizmatyka.
zdjęcie znalezione gdzieś w necie
Dajcie znać co myślicie o utworze i oczywiście metamorfozie rapera. :D

sobota, 5 września 2015

(30)

waga: 58,7

Nawet nie wiecie jak bardzo mnie cieszy, mimo tego, że powinnam już ważyć ok. 45kg wg rozpiski z początku roku. Naprawdę cholernie cieszę się że nie ważę więcej. Kiedy A. był w Polsce nie zwracałam aż takiej uwagi na to co jem i nie ćwiczyłam. Z resztą przez całe  wakacje mało ćwiczyłam, bo było dla mnie za ciepło. Niby żadna wymówka ale lubię czerpać przyjemność z ćwiczeń, nie lubię nic robić na siłę. Założę się że kiedy u mnie był ważyłam ponad  60 kg.

Bałam się, że dzisiaj też waga pokaże około 60. Na szczęście jest tyle co w punkcie wyjścia. Mam nadzieję, że za tydzień będzie mniej i tendencja spadkowa się utrzyma. Na początku pewnie będzie łatwiej, bo odstawiłam większość słodyczy, chrupki, napoje gazowane, alkohol. To wszystko szybko nabiło mi wagę, a teraz błyskawicznie widzę poprawę. Przecież przez tydzień znacząco zmniejszył mi się brzuch i trochę talia. Myślę, że po prostu żołądek wrócił do normalnego rozmiaru. Liczę że za tydzień zobaczę nawet 1 kg mniej na wadzę bez większych zmian w ilości jedzenia. Tylko wiem, że potem czeka mnie zastój wagi i boję się że to mnie zniechęci. Na razie  nie szarżuję i chcę do urodzin (4.11) schudnąć ok 4 kg, czyli po 0,5 kg na tydzień.

czwartek, 3 września 2015

(29)

Nie dotrzymałam słowa i nie napisałam w weekend. Przepraszam. Nie bardzo wiedziałam o czym pisać i jak się do tego zabrać.

(Wiem, że wpis jest długi ale ostatni akapit jest o ostatnio przeczytanych książkach, a i tak starałam się jak najkrócej streścić to co mam do powiedzenia)
***

Trochę się ogarnęłam. Ostatnio bardzo dużo czytam i oglądam cała masę filmów dokumentalnych. Głównie tematyka historyczna. Ale o tym w ostatnim akapicie.

***

Zrobiłam tabelkę organizującą mój czas. Może nic wielkiego ale trochę mnie motywuje. Wstaję rano i wiem co mam danego dnia zrobić. Chwilowo 'nie mogę' pracować ani studiować (o tym innym razem), a wiadomo, że z czasem wiele rzeczy się zapomina. Dlatego żeby zbytnio się nie uwstecznić, rozłożyłam powtórki materiału ze szkoły. Oczywiście wybrałam tylko rzeczy, które mogą mi się przydać w przyszłości, tzn. w pracy i dalszej nauce, głównie ekonomia i angielski. Zastanawiam się też nad matematyką. Poza tym, w tabeli uwzględniłam pielęgnację, bo ostatnio trochę się zapuściłam. Dodatkowo próbuję wprowadzić stałe pory posiłków, żeby przyspieszyć metabolizm. Różnie wychodzi ale jest już lepiej.
Tak wiem, dodałam 31.09 i przesunęła początek msca o jedne dzień :)

 W poprzednim tygodniu miałam dołka. Wyglądałam tragicznie, no i źle się z tym czułam. Dodatkowo trochę kłóciłam się z Mamą i cholernie tęskniłam za A. i to wcale mi nie pomagało. Co ciekawe po zaledwie tygodniu wyglądam dużo lepiej. Doskonały dowód na to, że odrobina organizacji, ruchu i pielęgnacji bardzo pozytywnie wpływa na człowieka. Teraz tylko muszę trzymać się planu i powinno być ok :)

 ***

I odnośnie przeczytanych ostatnio książek, skupię się na 2 szczególnie godnych uwagi.
Szczerze polecam wszystkim przeczytanie książek Anny Herbich "Dziewczyny z Syberii" i "Dziewczyny  z powstania". Bardzo mnie te książki przybiły. To okropne jak nieludzcy są ludzie, w jakich warunkach żyli zesłańcy i powstańcy. W ogóle po lekturze tych książek jestem w szoku, że kobiety, których historie zostały przedstawione w ogóle przeżyły. Płakałam czytając. Mama myślała że coś mi się stało, że może coś z A. jest nie tak. Kiedy powiedziałam jej o co chodzi powiedziała, że może byłoby lepiej, żebym nie czytała dalej. Chyba pierwszy raz w życiu tak przejęłam się czytając. Zdarzało się, że czytałam o makabrycznych, okrutnych rzeczach bez  żadnych emocji albo z lekkim rozbawieniem. Miałam okres w którym poszukiwałam jak najbardziej drastycznych książek i opisy różnych form przemocy w ogóle mnie nie ruszały, a czasem nawet mnie bawiły. Tylko wtedy była to fikcja literacka, zwykły wymysł autora. Teraz to były prawdziwe wydarzenia. Co ciekawe dobrze mi znane. Lubię historię i wiem sporo na ten temat. Wcześniej też czytałam o tych wydarzeniach ale nie miało to na mnie aż takiego wpływu, bo była to wiedza bardziej podręcznikowa. To znaczy, wszystkie wydarzenia opisane były bardziej chłodnym okiem. Wiecie, przekazy historyków, raczej suche fakty. Owszem, byłam trochę w szoku ale nie wywierało to aż takiego wrażenia jak relacje uczestników tych wydarzeń. W książkach Anny Herbich kobiety opowiadają o swoich rodzinach, o utracie majątku, trudach życia, braku absolutnie wszystkiego: jedzenia, WODY!, ubrań, opatrunków. I co najgorsze o utracie najbliższych. Do historii każdej z nich dołączone są zdjęcia. Przez to bardziej przywiązujemy się do bohaterek opowiadań, łatwiej nam wyobrazić sobie ich życie. To znacznie bardziej trafia do człowieka niż wiedza podana w szkole czy podręczniku. Według mnie te dwie książki powinny wejść do kanonu lektur szkolnych. A już na pewno KAŻDY powinien te książki przeczytać. Bo dopiero po ich przeczytaniu naprawdę zaczynamy doceniać to co mamy. 

piątek, 28 sierpnia 2015

(28)

Przepraszam za długą nieobecność. W końcu A. mógł do mnie przyjechać, więc staraliśmy się maksymalnie wykorzystać te dwa tygodnie. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła z Nim wreszcie wyjechać.

Wieczorkiem nadrobię zaległości i poczytam Wasze blogi. Jutro albo w niedzielę wrzucę dłuższego posta, nie bardzo wiem co z sobą zrobić itd więc przepraszam za ewentualne użalanie się.

Trzymajcie się :*

wtorek, 4 sierpnia 2015

(27)

Przepraszam ale przez ostatnie półtora tygodnia Was nie odwiedzałam. W piątek zrezygnowałam z dalszego zbierania borówek. Dostałam zaliczkę i od razu umówiłam się do fryzjera i kosmetyczki :D taki jakiś babski gen xD Korzystając z wolnego czasu nadrabiałam zaległości czytelnicze. Brakowało mi bardzo książek. Jeszcze na imieniny dostałam dwie nowe pozycje: "Dziewczyny z Syberii" i "Dziewczyny z powstania". Prezent trafiony w dziesiątkę, bo chciałam sobie sama kupić te książki ale miałam zawsze jakieś ważniejsze wydatki :)

Do 12.08 chciałam schudnąć, a właściwie to ogarnąć się jakoś z wyglądem. No i dzisiaj obudziłam się z ręką w nocniku, bo to już za tydzień. Daleko mi do dobrego wyglądu. Wiem, nic już nie zrobię, bo nawet gdybym nic nie jadła i ćwiczyła przez cały tydzień, to i tak kiedy przyjedzie A. będę musiała coś jeść i wiadomo- tragiczne jojo. Spróbuję owijać się codziennie folią jak przed studniówką. Tylko nie wiem jak wytrzymam całą noc, bo jest za gorąco. Jakieś interwały może. Nie mam pojęcia. Zajebałam po całości. Trochę mi przykro, bo mogłam coś robić. Ale po chuj rozpamiętywać. Od września będzie dobrze :)

Trzymajcie się :*

Tak z przymrużeniem oka :P

sobota, 18 lipca 2015

(26)

Zbieranie borówek nie jest tak lajtowe jak się początku myślałam. Wstaje codziennie o 5 wracam o 17 i mam dość wszystkiego. Jem 3 razy dziennie niewielkie porcje a i tak waga stoi. I chyba puchnę od niedoboru wody. Albo od upału. Niedługo znikną mi kostki i nadgarstki. Naprawdę, myślałam, że będzie mi łatwiej schudnąć jak będę pracować. Jednak byłam w błędzie. Spaliłam się (wczoraj dodatkowo spaliło mi uszy :( ), napuchłam, mam masę siniaków i zadrapań. W ogóle się już sobie nie podobam i jest mi z tego powodu przykro. Jeszcze nie wiem czy w ogóle dostanę wypłatę. Zapytam w piątek o zaliczkę, jeśli nie wypłacą to za przeproszeniem chuj w to i więcej nie przychodzę. Nie jestem pierdolonym niewolnikiem.

A do 12.08 muszę się ogarnąć.

niedziela, 12 lipca 2015

(25)

Wczoraj pierwszy dzień na plantacji. Nie posmarowałam się kremem z filtrem i spaliłam sobie plecy i ramiona. Nie mogę obracać głowy na boki, ani zbytnio unosić i odchylać rąk. Nie mówiąc juz o gwałtownych ruchach. Na szczęście jutro prawdopodobnie mam wolne, bo prognozują deszcz.

Szkoda że chwilowo nie mogę zbytnio ćwiczyć. Zwłaszcza, że w piątek też nic nie robiłam, bo chciałam żeby mięśnie się zregenerowały. Wczoraj z wiadomych względów też nic. Dzisiaj też na pewno nie poszaleję, może zrobię coś na nogi, względnie Tiffany na boczki. Brzuch trochę odpada, bo większość ćwiczeń jakie na mnie działają wykonuje się leżąc na podłodze a jak na razie to odpada.

Kwestia jedzenia. Nie jest źle. Nie jem o regularnych porach ale zachowuję mniej więcej 2-3 godziny między posiłkami. Co do ilości to jem do syta, nie za mało, nie za dużo. Jeśli jestem w domu nie podjadam ale  sobotę na plantacji zjadłam chyba pół kilo borówek. Muszę się opanować następnym razem :P
Jak idzie o słodycze  to wyłamałam się dzisiaj, byłam u cioci i się złamałam. Ale nie było aż tak tragicznie jak mogło być.

Najważniejsze to nie tracić celu z oczu. Do 12.08. chcę zmniejszyć obwody o co najmniej 2 cm. Oczywiście fajnie byłoby ważyć poniżej 55 kg ale to zobaczę jak się uda.

czwartek, 9 lipca 2015

(24)

Brawo dla mnie :) Calutki dzień bez słodyczy <3 I kolorowych napojów :)

Nie udało mi się jeść o zaplanowanych porach. Wstałam w południe więc 2 posiłki przespałam i miałam lekkie przesunięcie. Skończyło się na 4 posiłkach. Mimo wszystko, cieszę się, że nie podjadałam i wypiłam tylko 4 kawy.

Zrobiłam inne ćwiczenia niż w planie, ale nie lubię zmuszać się do ćwiczeń i wolę robić te na które mam w danej chwili ochotę. Generalnie dużo nie straciłam, bo zamiast tyłka zrobiłam nogi, ćwiczenia jak na mój gust dosyć podobne, talię i brzuch ćwiczyłam zgodnie z planem, odpuściłam tabatę i klatkę, a i jeszcze zrobiłam planowy zestaw na cellulit. No i jeszcze 40 min na rowerze, bo wiatr był zbyt silny żeby daleko jeździć i dosyć zmarzłam. Na tle poprzedniego tygodnia ostatnie 2 dni wyglądają bardzo ładnie w moim kalendarzu.

Zważyłam się rano- 57,8. Jakoś ciągle oscyluję w granicach 58 kg i nie mogę tego zbić :P Naprawdę, nie ważne ile schudnę, zawsze wracam do 58 :) Ale to już ostatni raz. Dlaczego? Bo do tej pory zawsze "przechodziłam na diety". Teraz zmieniam styl życia na zdrowszy. Nie żebym do tej pory żyła na czipsach, fast foodach, słodyczach, napojach gazowanych itp. Ale widzę pewne błędy jakie popełniałam m. in. opuszczanie posiłków(szczególnie śniadania), podjadanie itd. i staram się je eliminować.
Nie wiem, czy będę za wszelką cenę dążyła do redukcji wagi do 46-48 kg. Przy planowanych zmianach w jadłospisie i regularnych ćwiczeniach może dam radę. Aczkolwiek bardzo możliwe, że kiedy obwody zmniejszą mi się do tego stopnia, że bez problemu zmieszczę się w "kontrolne" spodnie z podstawówki skupię się tylko na utrzymaniu efektu.

A i bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Dzięki temu czuję się dowartościowana i mam motywację do dalszych zmian.

Trzymajcie się :*
 



środa, 8 lipca 2015

(23)

Hej,

Chyba zaczęłam się ogarniać. Zwracam uwagę na to żeby nie jeść z nudów, a od jutra chcę wprowadzać posiłki o stałych porach. Chociaż, dopóki mieszkam z rodzicami nie będę miała pełnej kontroli nad porami posiłków, ani na tym co jem na obiad :P No ale nie jest to jakoś bardzo uciążliwa przeszkoda, te parę miesięcy dam radę, a potem będzie mi tego cholernie brakowało.

Co do ćwiczeń to już 3 dzień jakiejś aktywności. Na tę chwilę najbardziej zależy mi na zmniejszeniu cellulitu, zlikwidowaniu boczków, spłaszczeniu brzucha, wyrzeźbieniem nóg i "napompowaniu"pośladków. Taa, wydaje się że jest tego trochę ale pracując nad nogami działam też na cellulit i pośladki, a ćwicząc brzuch pracują też boki i na odwrót. Więc jak widać wszystko robi się przy okazji ;)

Teraz pozostaje mi tylko utrzymać takie nastawienie jak najdłużej.

Trzymajcie się :*

środa, 1 lipca 2015

    Nie mam planów odnośnie dalszego odchudzania, chyba odpuszczam. Po prostu zmienię styl życia na zdrowszy, nie będę przeżywać zjedzenia czegoś słodkiego od czasu. No i oczywiście jakaś aktywność kilka razy w tygodniu.

    Zastanawiam się nad sensem dalszego prowadzenia bloga. Nie wiem czy pisać dalej, skasować stare posty i zacząć od nowa, czy całkiem usunąć go z sieci, czy zostawić tak jak jest. Naprawdę nie wiem.
    Zobaczę co przyniesie najbliższa przyszłość i jak będzie na plantacji borówek.

    Trzymajcie się :*

    poniedziałek, 25 maja 2015

    Ile już razy obiecywałam, że upadam po raz ostatni? Tak, też nie pamiętam.
    Nie, nie osiągnęłam nic przez ten czas kiedy mnie nie było.
    Tak, od zakończenia szkoły jest tylko gorzej i coraz trudniej jest się zmobilizować.
    Czemu zaczynam znowu? Nie mam pojęcia :D Chcę żeby coś mi się udało. Nie mam pojęcia co i jak zrobię, nie pamiętam już jak się odchudza, trenuje czy liczy kalorie. Nie mam żadnego pomysłu na siebie. Ale może coś się znajdzie.

    Wiem, że ostatnio obiecywałam, że choćby nie wiem co to do początku czerwca będę ważyła ok 50 kg. Jakie naiwne marzenia :) Jest ostatni tydzień maja, a waga pokazuje 58,5 kg. Taaaa.....

    Ale dobra, co było nie wróci. Teraz nowy deadline: październik. Mam 4 miesiące. Ile chcę zgubić? No cóż, 10 kg wystarczy. W każdym razie chcę 4 z przodu xD

    Jeśli ktokolwiek to czyta to proszę o zostawienie jakiegoś śladu po sobie, naprawdę każdy komentarz wiele dla mnie znaczy, bardzo motywuje. Oczywiście jeśli podacie linki do siebie, chętnie Was odwiedzę i dorzucę do listy blogów żeby być na bieżąco :)

    It's time to be fit as fuck <3


    sobota, 18 kwietnia 2015

    (20)

    Na dobry początek nowego początku (jak śmiesznie to brzmi xD) zrobiłam dzisiaj jednodniową dietę owsianą. Według optymistycznych opisów w necie można zgubić 1,5 kg w jeden dzień. Naprawdę fajna opcja jeśli mamy niewiele czasu do jakiejś imprezy czy ważnego spotkania i chcemy dobrze wyglądać w dopasowanych ubraniach.

    Oczywiście śmiem wątpić czy faktycznie spadnie 1,5 kg, dowiem się jutro :) Na pewno mogę powiedzieć po całym dniu wyłącznie na owsiance, że faktycznie brzuch mniej odstaje i jest bardzo płaski. Żałuję, że ostatnio nie ćwiczę regularnie, bo efekt byłby bardziej spektakularny. Zasady "diety" są opisane na obrazku.

    Nie trzymałam się ściśle tych zasad. Użyłam tylko 1 litra mleka i 9 łyżek owsianki (tyle zostało mi w słoiczku, a nie chciałam zostawiać już tych 2 łyżek). Do każdej porcji dodawałam garść lub dwie otrębów w granulkach z żurawiną. Wiem, że zwykłe otręby byłyby lepsze bo mniej cukru jednak w sklepie były tylko te.

    Szczerze mówiąc bałam się, że będę głodna czy coś ale powiem Wam, że w ogóle nie czułam głodu. Ugotowaną owsiankę podzieliłam na 4 porcje i jadłam ją mniej więcej co 2 godziny. Co ciekawe nie pilnowałam czasu, pory posiłków wybierałam intuicyjnie a wyszło bardzo regularnie :) Poza owsianką wypiłam 3 kawy z mlekiem, kilka szklanek mięty i wody z cytryną.

    Podsumowując: warto spróbować. Efekty są, wiadomo, nietrwałe ale jak już wspomniałam taki owsiany dzień sprawdza się głównie przed ważnymi wyjściami, kiedy nie możemy nic więcej zrobić. Chociaż jeśli wprowadzimy go na stałe w tygodniowy jadłospis np w piątki na pewno dużo zyskamy.

    poniedziałek, 13 kwietnia 2015

    (19)

    Czwartek:
    • masaż antycellulitowy
    • ćwiczenia na talię z Gabrysią
    Piątek:
    •  masaż antycellulitowy

    Sobota:
    • przesadzanie truskawek 3h (jeśli możemy to uznać...)
    Niedziela:
    •  masaż antycellulitowy
    • 30 min "siatkówka"

    Znowu ciągle ktoś mi niszczy plany i nie mam czasu na ćwiczenia.
    Jestem zmęczona.
    Za dużo nauki. Zaliczanie kolejnych przedmiotów i przygotowanie do egzaminów i matury trochę mnie przerasta. Zwłaszcza, że widzę jakie mam braki.

    Mimo wszystko plany schudnięcia do 1.06 pozostają aktualne.
    W tym tygodniu stopuję z ćwiczeniami, 3 razy na tydzień mnie zadowoli. Zamiast tego postaram się jakoś podgonić z dietą. Mam już zarys zmian w jadłospisie. Jeśli wypali i pomoże opiszę to za około tydzień, może dwa.

    środa, 8 kwietnia 2015

    (18)

    Dzisiaj:
    • ćwiczenia na talię z Gabrysią
    • ABS z Mel B
    • ćwiczenia na nogi
    • biust i klatka z Mel B
    •  masaż antycellulitowy
    Do szczęścia brakowało mi szkoły. Wyjątkowo dobry dzień. Oby więcej takich :)

    wtorek, 7 kwietnia 2015

    (17)

    Dzisiaj:
    • ćwiczenia na talię z Gabrysią Małyszko
    • ABS z Mel B
    • ćwiczenia na nogi
    • rozciąganie z Mel B
    • masaż antycellulitowy
    Nareszcie z powrotem do szkoły. W końcu na luzie będę mogła  zapalić. I w dodatku w doborowym towarzystwie. Nice :)

    Za 2,5 tygodnia koniec szkoły. Całkiem nieźle, przynajmniej zajmę się sobą i nie będę się porównywała z innymi. Tylko z paleniem będzie gorzej. Oby siła podświadomości zadziałała xD

    Trzymajcie się :*


    poniedziałek, 6 kwietnia 2015

    (16)

    Bez względu na to ile dzisiaj ważę do 01.06 będę ważyła mniej niż 52 kg.  Zrobię wszystko, żeby to osiągnąć.

     Dzisiaj:

    •  Kardio, belly fat blaster, 13 min callanetics
    • peeling kawowy
    • masaż oliwką antycellulitową

    piątek, 27 marca 2015

    (15)

    Zaniedbuję bloga. Przepraszam.
    Nie wyrabiam się z niczym. Może po maturze będzie lepiej.
    Postaram się pisać. Nie wiem czy będzie o czym, bo siebie zaniedbuję jeszcze bardziej niż bloga. Naprawdę wstyd się aż tak zapuścić.
    Zrobię coś z sobą. Nie wiem ile ważę (na wadze stanę może w środę, może nie) ale bez względu na to ile ważę dzisiaj za 2 miesiące zobaczę 52,x kg. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale zrobię to.

    Trzymajcie się :*

    środa, 25 lutego 2015

    (14)

    "Każdy ma ją, każdy ma siłę z wiarą
    Możemy przebić ten mur, pokonać największą z gór
    W miejscu nie stój"


    Jakoś leci. Nie pisałam w sobotę, bo szczerze nie było o czym.

    Teraz powoli się ogarniam, od poniedziałku zaczęłam coś tam ćwiczyć. Dzisiaj zaczął mi się okres więc nie wiem jak to będzie teraz wyglądało. Ale bardzo prawdopodobne, że zaliczę ćwiczenia i rozciąganie 3 razy w tygodniu tak jak to sobie zaplanowałam. Mam nadzieję, że może nawet częściej. Jedyne co mnie martwi to ilość pochłanianego jedzenia. Z tym też w pewien sposób walczę, mianowicie zapisuję wszystko co zjadłam w kalendarzu i to daje do myślenia. Jestem na dobrej drodze :)

    Dawno się nie mierzyłam ale ważę się co tydzień, w soboty. W tym tygodniu bylo 55,6 czyli o 0,3 kg więcej niż tydzień temu. Nie wiem czy to przez okres czy po prostu obżarstwo. Zobaczymy w marcu.

    Poza tym, ostatnio zaczęłam się uczyć w domu. Nie miałam niby problemów z ocenami ale wiem, że mam dość duże braki wiedzy więc staram się w miarę przygotowywać do matury i egzaminu zawodowego.


    "Marzenia mamy po to by spełniać je
    By spełniać każdy swój sen, ten dobry sen
    I nie bać się, to jedno życie więcej nie mamy szans
    Wiesz, że nie cofnie się czas, stracony czas"
    -KaeN, Kartka z pamiętnika


    sobota, 14 lutego 2015

    (13)

    Hej :)
    U mnie ferie dobiegły końca. Nie nadrobiłam szkolnych zaległości co mnie nieco dobija. Ale kiedyś będę musiała to zrobić. Dam radę bo nie mam innego wyjścia.

    Ważę obecnie 55,3 kg. Niby nie jest dobrze ale biorąc pod uwagę to ile i co jadłam jest całkiem dobrze. Mam kompletną dysfunkcję systemu motywacji, nie ćwiczę, nie dbam o siebie tylko śpię i oglądam seriale w Internecie. Jeszcze ostatnio Mama mnie dobija bo nie pozwala mi wychodzić na imprezy- nie żebym do tej pory chodziła ale ostatnio było parę okazji pobawić w fajnym towarzystwie ale NIE i chuj. Nie wiem czemu. Mniejsza o to- już pogodziłam się z tym, że dopóki mieszkam w tym domu nie wyjdę na żadną imprezę, tylko żałuję, że potem już nie pobawię z tą ekipą:(

    Ogólnie dzisiaj deprecha ale jutro się ogarnę. Albo jak pójdę do szkoły. Bo to jedyna szansa przebywania z rówieśnikami....


    Trzymajcie się :*

    PS Dzięki za wszystkie miłe komentarze, naprawdę bardzo podnoszą mnie na duchu. W połączeniu ze złością na Mamę mogą poskutkować dobiciem do 48/50 kg przed bierzmowaniem siostry a nie końcem tego roku.

    sobota, 7 lutego 2015

    (12)

    Dzisiaj wyjątkowo dobry dzień. Przynajmniej na tle tych ferii. Dokładnie posprzątałam cały dom i ćwczyłam lekko ponad godzinę. Po raz pierwszy w tym roku. Wiem, nie ma się z czego cieszyć, bo to powinna byc norma. Ale jestem na dobrej drodze.

    Wrócę na chwilę do studniówki. Było naprawdę zajebiście. Żałuję, że zabawa trwała tylko jedną noc. Z tymi ludźmi i  w tej atmosferze mogłabym bawić do śmierci. Jeśli chodzi o te 4 ciepłe dania + tort: zjadłam tylko połowę "obiadu", grzankę i połowę winogrona :) Jestem z siebie strrrasznie dumna xDJeszcze chłopak z którym poszłam wyciągnął mnie na parkiet (ja z tych nie tańczących) i tak wyszło, że przetańczyliśmy prawie całą noc:)

    W niedzielę i poniedziałek prawie nie jadłam, we wtorek i środę skończyło się na 2 posiłkach. Nawet nie musiałam się starać samo tak jakoś wychodziło. Niestety czwartek i piątek zjebane po całości, dzisiaj tak sobie, ale chociaż ćwiczyłam. Wczoraj waga pokazała 54,8 dzisiaj się nie ważyłam bo się bałam. Mam nadzieję że po feriach będzie max 54 kg.
    ***
    Zdjęcia z  poniedziałku:

    Mam nadzieję, że nie jest tak tragicznie. W sumie teraz brzuch jest trochę bardziej wypukły ale myślę, że ćwiczenia to zredukują.















    Trzymajcie się :*

    sobota, 31 stycznia 2015

    (11)

    Cześć Wam :)

    Dzisiaj studniówka. Nareszcie. Mam już zrobiony makijaż i fryzurę, a paznokcie są w trakcie dosychania. Matko, nigdy nie byłam tak zrobiona. Boję się, że wyglądam jak klaun.chociaż Mama i Tata mówią, że jest ok. Szkoda, że dzisiaj nie ma sis w domu, ona powiedziałaby mi prosto z mostu jak wyglądam.
    Poza tym trochę się boję że spierdzielę poloneza ale co z tego :) Żeby tylko się nie wywalić i będzie ok :) Szkoda, że alko wjeżdża dopiero o 21. Nie wiem czy wcześniej czegoś nie wypić. Ale z drugiej strony ostatnio dość mało jem i jeszcze jestem niewyspana więc nie wiem czy byłabym w stanie zatańczyć poloneza.

    Jak już jestem przy jedzeniu to przejdę do wagi. Stał się cud i ważę 53,5 kg!!! hahaha.... Dobra to żaden cud, po prostu woda ze mnie zeszła, bo ostatnio ze stresu nie mogę jeść i dodatkowo owijałam się(głównie brzuch i talię) przez ostatnie 3 noce folią spożywczą i bandażem. A więc straciłam  2,3 kg i 1 cm w talii. Wiem, że pewnie niedługo to wszystko wróci ale jestem pod wrażeniem co może zrobić stres przed niezmieszczeniem się w sukienkę :D

    Wyciągając wnioski zastanawiam się nad owijaniem się folią np 2 noce w tygodniu, bo efekty są zajebiste, a wysiłek właściwie żaden. Oczywiście od lutego mam nadzieje zacząć cokolwiek ćwiczyć, bo na razie jakoś się nie składało.

    Trzymajcie się kochane:*

    niedziela, 25 stycznia 2015

    (10)

    Wczoraj tylko się zważyłam: 55,8.

    Od jutra mam zmieniony plan lekcji. Ciekawe czy w praktyce będzie lepszy od poprzedniego. Teoretycznie tamten był lepszy. Ciekawe czy będę miała czas na ćwiczenia.

    Ostatnio nie mam motywacji i siły do dalszego odchudzania. Ciągle śpię. Nigdy mi się takie coś nie zdarzało. Po prostu przychodzę do domu po lekcjach, rzucam się na łóżko i śpię do wieczora. Potem prysznic i znowu śpię. Tragedia...

    Za tydzień studniówka. Nie dobiję do 54. Ale spróbuję te 0,8kg zgubić. Po dzisiejszym obżarstwie będzie ciężko.

    Trzymajcie się chudo :)

    sobota, 17 stycznia 2015

    (9)

    udo: 54/35
    łydka: 34,5/21
    biodra: 93
    kości biodrowe: 82
    talia: 67
    ramię: 24

    waga: 55,4

    Waga jest niska dlatego,że trochę się odwodniłam po wczorajszym piciu. Dawno tak się nie wybawiłam jak wczoraj. Chciałabym to jeszcze kiedyś powtórzyć w takim składzie ale wiem, że to niemożliwe:(

    Pomysł z celami tygodnia jest dobry ale niestety działa tylko wtedy gdy się te cele realizuje. W tym tygodniu nie zrobiłam nic z planowanych rzeczy. Może nadchodzące 7 dni będzie lepsze.


    sobota, 10 stycznia 2015

    (8)

    udo: 54/36
    łydka: 35/22
    biodra: 92
    kości biodrowe: 82,5
    talia: 68
    ramię: 24

    waga: 56,6

    Nie wiem jakim cudem waga spadła. Nie robiłam kompletnie nic. Dzisiaj też zawaliłam: cały dzień spędziłam w kuchni. Upiekłam bułeczki do hot dogów, donaty(z polewami i lukrem!!), bułeczki ziołowe i ciasto z jabłkami i budyniem. Niby nie zjadłam większości z tego ale przy przygotowywaniu polewy i lukru dość często łyżka wędrowała do moich ust. Co gorsze, kompletnie nie ćwiczyłam.

    Odnośnie postanowień które dodałam ostatnio. Strasznie trudno wprowadzić je w życie. Naprawdę ciężko się ogarnąć z długotrwałego lenistwa. Marzy mi się 30 day Shred z Jillian. Ale nie mogę się przemóc żeby zacząć. Rozciąganie zrobiłam tylko 2 razy  w tym tygodniu. Wstać zaraz po usłyszeniu budzika- tylko w środę. Czwartek przespałam, piątek też. Przyszły tydzień będzie lepszy. Postaram się o to.

    I jeszcze raz wracając do postanowień. Pomyślałam, że dobrze byłoby ustalać sobie jakieś cele do zrealizowania w ciągu tygodnia. Wiecie, takie "pod-cele" do głównego celu miesiąca. W pewnym sensie można to nazwać metodą małych kroków. Nie wiem czy wypali ale chociaż spróbuję w najbliższym czasie :)

    wtorek, 6 stycznia 2015

    (7)

    Hej:)

    Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do dość przyjemnych. Byłam z rodzicami na 3 części Hobbita. Czekałam cały rok :D Było warto. Nawet nie poczułam kiedy minęło ponad 2 godziny projekcji.Chociaż nie powiem szkoda, że tylko 3D, bo w 5D dopiero byłaby jazda xD
    ***
    Po raz pierwszy od połowy grudnia cokolwiek ćwiczyłam. Niedużo, ale zawsze. W ogóle postanowiłam sobie, że 4-5 razy w tygodniu będę rozciągała się do szpagatu. Wiem, ze już rok temu chciałam się tego nauczyć i brakło mi motywacji. W tym roku zrobię to. I zachęcam Was do podjęcia się tego wyzwania razem ze mną :)
    ***
    W czasie przerwy świątecznej miałam trochę czasu na przemyślenie wielu rzeczy. Udało mi się (?) spojrzeć na siebie dość obiektywnie i doszłam do pewnych wniosków. Wynikło z tego kilka postanowień i szczera chęć zmiany życia na lepsze.

    1) Działam według planu.
    Co z tego że mam wszystko dobrze zaplanowane, skoro nie trzymam się planu i odkładam wszystko na potem? Od teraz jeśli coś zaplanuję muszę to wykonać.

    2) Nie uciekam od odpowiedzialności.
    Do tej pory przeważnie przerzucałam odpowiedzialność za moje niepowodzenia na innych. Nie potrafiłam przyznać się do winy, szukałam milionów wymówek, żeby uniknąć konsekwencji. Wiem, że będzie mi bardzo ciężko to zmienić.

    3) Utrzymuję porządek.
     Może nie jestem bałaganiarą ale przyznaję, że zawsze po generalnym sprzątaniu porządek mam maksymalnie przez 2 tygodnie. Chciałabym przyzwyczaić się do odkładania rzeczy na ich miejsce bez względu na to czy chce mi się iść na drugi koniec domu czy nie.

    4) Regularnie dbam o siebie.
    Nawet  najdroższe kosmetyki nie pomogą jeśli leżą nieużywane na półce. Właśnie. Często dziwiłam się dlaczego mam tyle kremów w szufladzie a moja skóra jest przesuszona. No i mam rozwiązanie:) Muszę zacząć regularnie ich używać.

    5) Czytam książki.
    Dobrą wymówką jest brak czasu, bo w sumie czasu nie mam. Ale po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że nie mam czasu, bo nie umiem go zorganizować. Myślę, że dam radę wygospodarować czas na przeczytanie powiedzmy jednej książki w ciągu miesiąca.

    6) Nie odkładam na później.
    Zrobię to jutro, za chwilę, po serialu, potem. I w końcu nie robię. Od teraz jeśli mam coś zrobić to po prostu to robię i mam spokój.

    7) Nie stawiam ograniczeń.
    Nie wychodzę z założenia że coś mi się nie uda, czy że nie dam rady czegoś osiągnąć. Jeśli nie spróbuję to się nie dowiem :)

    Trzymajcie kciuki ;)

    piątek, 2 stycznia 2015

    (6)

    Witam Was w Nowym 2015 roku :)

    Zacznę od dobrej, wręcz zajebistej informacji. W Sylwestra kupiłam w końcu sukienkę na studniówkę.
    Co było pozytywnym zaskoczeniem ekspedientka podała mi rozmiar 36 zamiast 38 o który prosiłam. I tutaj niespodzianka. Sukienka była nie tyle dobra co za duża i ostatecznie kupiłam rozmiar 34! :D Nawet jeśli to zasługa dużej numeracji to i tak się cieszę:) Pozytywne zakończenie roku :)

    btw co myślicie?





















    Jeśli chodzi o rozpoczynający się rok, nie robię szczególnych postanowień. Wszystko jest w osobnej zakładce i zakładam że z upływem czasu lista się lekko wydłuży. Najważniejszy cel to schudnąć. Jak co roku. Tym razem dam radę, nie przestanę walczyć 2 kg przed osiągnięciem celu, jak w roku ubiegłym. No i drugi równie (?) ważny cel- zdać maturę i egzamin zawodowy.

    Życzę Wam spełnienia wszystkich planów i zamierzeń w nadchodzącym roku :)