Co usłyszałam kiedy A. wrócił w piątek? "Kurde, ale schudłaś przez te 3 dni!" <3 Od razu +20 do zajebistości. Nic dziwnego, że coś było widać, skoro przez 2 dni jadłam tylko owsiankę i w dodatku ćwiczyłam.
No i to tyle dobrych wiadomości. Przez 4 dni zero ćwiczeń, zero kontroli. I w dodatku ciągły lament, że jem, że tyję, wyrzuty sumienia. Szczerze mówiąc mam tego dość. Oboje mamy dość.
Dlatego odpuszczam. Nic na siłę. Ćwiczenia bez radości z treningu mijają się z celem, tak samo jak wylewanie łez nad każdym kęsem jedzenia. Zwłaszcza kiedy rani to ukochaną osobę.
Na razie nic nie planuję, bo pewnie nie wywiążę się z planu. Mam mglisty zarys działania, muszę tylko zgrać moje plany z planami A., no cóż wspólne życie wymaga kompromisów.
Trzymajcie się :*
PS zastanawiam się nad zawieszeniem/ zamknięciem bloga, nie wiem czy jest sens pisać skoro zawsze odpuszczam ale z drugiej strony mam do niego sentyment i bardzo lubię pisać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. To naprawdę bardzo duża motywacja do dalszego działania.