Cześć,
Jeszcze nie jest dobrze. Powiem nawet, że jest źle. Tylko, że nareszcie chcę coś z tym zrobić. Tak na dobre się zmienić. Doszłam do dwóch ważnych wniosków:
Wiem już dlaczego nie mogę schudnąć raz, a dobrze. Nie potrafię się w porę opanować. Nie chodzi tylko o jedzenie. To samo jest z paleniem, wyciągam jednego szluga, potem następnego i jeszcze jednego itd., dopóki mam coś w paczce. Z piciem to samo: dopóki nie piłam było ok, na półmetku trochę przegięłam(na szczęście jeszcze kontaktowałam, nawet nie miałam kaca następnego dnia) ale potem przez cały tydzień nie było dnia, żebym czegoś nie piła. Z ćwiczeniami to samo. Ciężko jest mi zacząć ale jak już się zbiorę to ćwiczę, nawet gdybym miała nie zrobić czegoś na prawdę ważnego. I w sumie mam tak ze wszystkim.
Niby prosty wniosek, niby wiedziałam to już wcześniej ale jakoś wydawało mi się, że jakoś to będzie. I kończy się zawsze tak samo: przeginam >> zauważam, że przegięłam >> przeginam dalej >> osiągam punkt krytyczny >> ogarniam się >> jest dobrze >> utrzymuję sytuację na właściwym poziomie >> dostaję impuls i znowu zaczynam przeginać >> koło się zamyka.
Drugi wniosek jest taki, że szybko tracę motywację, bo chcę widzieć efekty już,
teraz, w tej chwili. Wiem że muszę czekać na rezultaty, wiem, że
potrzebuję czasu ale chcę już. No i nie widzę efektów w ciągu paru dni i się zniechęcam i rezygnuję.
Wiem, że muszę to zmienić. Żeby schudnąć na dobre muszę zmienić wszystkie przyzwyczajenia i to mnie przerasta. Nie wiem co będzie dalej, na razie mam motywację. Znalazłam spodnie z podstawówki, nawet się w nie mieszczę, co więcej udało mi się dopiąć. Tylko chodzić jest ciężko, bo strasznie ciasne :D Dlaczego o tym piszę? Bo te spodnie będą jakby miernikiem osiągnięć. Schudnę tyle, że będę mogła je bez problemu założyć i swobodnie w nich chodzić.