Od wtorku do piątku całkiem nieźle sobie radziłam z ćwiczeniami i żarciem, nawet jak zjadałam więcej to przynajmniej zdrowo. Wczoraj dobra passa padła: nie dość, że spałam prawie do południa, niczego nie ćwiczyłam to jeszcze nażarłam się jak świnia. Totalna załamka. Dzisiaj to samo. Imieniny Taty, więc totalna wyżerka i oczywiście nie było kiedy ćwiczyć. Na szczęście już nie miałam takiego doła jak wczoraj.
W tym tygodniu cholernie się cieszyłam że już utrzymuję wagę 58 kg (z wyjątkiem czwartku- 59). Dzisiaj było 59, a jutro wolę nawet się nie ważyć. Niestety u mnie zawsze tak jest: planuję sobie że będę ćwiczyła więcej niż zwykle i dzięki temu będę sukcesywnie zmniejszać wagę, a jak przychodzi co do czego to albo mi się nie chce, albo zajmuję się czymś innym i nie wystarcza mi czasu, albo inni chcą czegoś ode mnie i zajmują mi czas (heh, chyba jestem mistrzynią wymówek xD).
Dobra starczy tego biadolenia, pasuje wziąć spiąć dupę i zapierdalać bo wakacje upływają a waga rośnie. Jutro może wyskoczę z siostrą na miasto to trochę kcal spalę i dodatkowo nie wezmę drobnych, żeby lody i kebaby nie korciły ; ) I może skuszę się na ćwiczenia Mel B. Ostatnio dużo o niej dobrego czytam i chcę spróbować. Ponoć działa lepiej niż A6W.

"Garba na udach" :D Haha :D Nie wiem jak się go pozbyć, sama chciałabym mieć piękne bezgarbowe uda. :D
OdpowiedzUsuńOd jutro bierz się w garść, nie ma to tamto! :) Razem damy radę ;)
dzięki kochana jesteś ;***
UsuńMam to samo z nogami, póki co nie wiem jak na to zaradzić. Część z tego to zapewne tłuszcz, bo gdy było mnie 11 kg mniej i biegałam, to miałam 'tego garba' znacznie mniejszego. Także to pewnie trzeba sobie wypracować. Damy radę i pozbędziemy się tego :)
OdpowiedzUsuń