Trwam w jakimś cholernym letargu. W szkole jest spoko, jem o stałych porach, żołądek nawet współpracuje i nie robi hałasu. Problem zaczyna się gdy przychodzę do domu. Nic mi się nie chce. Zjadam obiad, siadam przed telewizorem i zaczynam maraton- rozmowy w toku, ukryta prawda, szpital, fakty, wiadomości- nawet mnie to szczególnie nie interesuje. Siedzę i bezmyślnie patrzę w ekran.
Planowałam ostre ćwiczenia po powrocie od A., niestety to nie wypaliło. Od powrotu jest mi tak wszystko jedno, nie chcę być tu sama, wolałabym być tam, z Nim, nawet bez wykształcenia. Niestety podeszłam do tego racjonalnie: co ja tam mogę bez wykształcenia? No chociaż maturę pasuje mieć.
Odbiegam od tematu. Plan zakłada, że do niedzieli daję sobie taryfę ulgową, może się ogarnę. Od poniedziałku zacznę coś robić, bo jak tak dalej być nie może.
Trzymam kciuki, że się jednak przełamiesz! Najgorsze są początki. Pamiętam jak ja sama spędzałam dużo czasu przed TV i nienawidziłam tego, a mimo to nie przestawałam.
OdpowiedzUsuńZapraszam: nakrywka.blogspot.com
No też tak miałam gdy się odchudzałam, po powrocie do domu to było nie za ciekawie. No jesz mało to wiadomo że jesteś słaba. :)
OdpowiedzUsuńMoże jakaś mocna kawa ?
Znam to..
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei wynika to z bezsilności. Po powrocie z pracy jestem tak zmęczona, że jedyne o czym myślę, to położenie się do łóżka spać i nie potrafię tego zmienić od ponad miesiąca..