Ostatnio dużo myślałam nad tym czy dołączyć do pro ana czy być fit. Generalnie chciałabym szybko zobaczyć efekty i tutaj ana byłaby lepszym wyjściem. Jednak porównując zdjęcia chudych i wysportowanych dziewczyn doszłam do wniosku, że wolę być fit.
Jak pisałam wcześniej zaczęłam 30 day shred. Chyba zacznę od nowa, bo oczywiście musiałam zrobić 3 dni przerwy. I tym razem naprawdę nie mogłam (wiem, że to brzmi jak usprawiedliwianie się ale tak nie jest). W weekend miałam kurs na sewardesę i siedziałam w szkole 8 godzin + dojazd. Po kursie poszłam przyjaciółki, bo miała doła i nie chciałam, żeby była sama. Ostatecznie chyba poprawił jej się humor, a to dla mnie ważniejsze niż głupia cyferka na wadze. Dzisiaj zawaliłam bo po przyjściu ze szkoły położyłam się na chwilę, żeby zebrać się do czegokolwiek i tak wyszło że obudziłam się 5 godzin później. I tu przyznaję moja wina, bo mi się już nie chciało ćwiczyć.
Tabelki dzisiaj nie dodaję, bo jest nie wypełniona (zapisywałam wszystko na luźnych kartkach), dodam w najbliższym czasie.
Trzymajcie się chudo :)
Też mnie to nurtuje. Raz chce być pro ana bo to niby takie proste - wystarczy rzucić żarcie.
OdpowiedzUsuńNo a jednak fit to zdrowie, siła, energia i super sylwetka.
Chyba dobrze wybrałaś, trzymaj się ;))
Ja też często zastanawiam się: 'pro ana' czy 'pro fit'. Ostatnio wybrałam to drugie. To ciężka droga, długa. Ale efekty są, będą, na pewno! I jestem przekonana, że na dłużej, że będą lepsze. Zdrowiej, znaczy lepiej. Dla mnie fit znaczy życie, ana to wegetacja.
OdpowiedzUsuńMyślę, że podjęłaś naprawdę słuszną decyzją i przede wszystkim zdrową ;)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się.
http://weird-flux.blogspot.com/